Magnetyzm Miłości - Sylwia Wurst 2025
💍 POCZĄTEK PODRÓŻY

Ten poradnik odmieni Twój sposób myślenia o miłości i związkach

Wprowadzenie

Czego możesz się spodziewać po tej książce?

Wyobraź sobie, że siedzisz ze mną przy kawie. Serio. Kubek w dłoni, zapach świeżo mielonej kawy, a ja mówię Ci prosto z mostu: ta książka to nie jest kolejna nudna instrukcja „jak żyć”. To moja życiowa misja – opowieść z pierwszej ręki, mocno przyprawiona doświadczeniem i… odrobiną szaleństwa.

Tak, to historia mojego życia, ale przede wszystkim klucz do tego, jak możesz wziąć stery swojego losu w ręce i zacząć kierować go tam, gdzie chcesz.

Bo wiesz, większość z nas żyje jak w starym, zakurzonym filmie – ciągle powtarzamy te same błędy, kręcimy się w kółko i czasem zapominamy, kim tak naprawdę jesteśmy. Ja też kiedyś tak miałam! Ale ta książka pokaże Ci, jak wyjść z tego zaklętego kręgu i zacząć pisać swój własny scenariusz.

Zdradzę Ci też coś, co działa jak magia: jak przyciągnąć do siebie wymarzonego partnera – i to takiego, który nie tylko pojawi się na chwilę, ale zostanie, będzie Cię wspierał, rozumiał i kochał w równowadze i harmonii. Nie jakieś bajki, tylko konkretne techniki i triki, które możesz zastosować od zaraz.

A skoro o różnicach mowa – dowiesz się, dlaczego faceci i kobiety czasem mówią różnymi językami (no, serio – to nie tylko wymysł!), i jak dzięki temu nauczyć się lepiej rozumieć siebie nawzajem.

Ta książka to Twoja osobista skrzynka z narzędziami do lepszego życia. Nie tylko Twojego, ale też tych, których chcesz mieć blisko serca.

I wiesz co? To lekcja, której nie znajdziesz w żadnej szkole – bo napisało ją samo życie. Moje życie. Moje doświadczenia i historie innych kobiet, które miałam szczęście poznać.

Cieszę się, że tu jesteś. Bo wiem, że to, co przeczytasz, może odmienić Twoje życie tak, jak odmieniło moje. Partner, który Cię wspiera, który jest Twoją skałą, to nie tylko marzenie – to realna przyszłość.

A na koniec? Życzę Ci, żeby po tej lekturze energia, motywacja i radość życia były z Tobą na zawsze. I żebyś każdego dnia budziła się szczęśliwa obok swojego ukochanego mężczyzny.

No to zaczynamy!

Rozdział 1: Moja własna droga

Od zawsze miałam talent do pakowania się w relacje, które bardziej przypominały rollercoaster bez pasów bezpieczeństwa niż spokojną przejażdżkę. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzili faceci. Zawsze trafiałam na takich, którzy albo nie potrafili docenić mojego złotego serca, albo chętnie korzystali z mojej dobrej woli jak z darmowego bufetu. No serio – kto by pomyślał, że zaufanie można tak łatwo nadgryźć?

Wiele razy zastanawiałam się, patrząc na inne pary albo słuchając koleżanek, które świeciły szczęściem jak choinki na Boże Narodzenie: „Czy to ze mną jest coś nie tak? A może z moim facetem? Albo z tym całym światem?”

Moja największa życiowa przejażdżka? Krótkie, ale mega burzliwe małżeństwo, które dziś nazywam… lekcją życia w pakiecie XXL. Wiesz co? Teraz już wiem, że los połączył mnie i mojego byłego męża tylko po to, żeby… dać światu mojego syna. Reszta? Cóż, była po to, żebym nauczyła się, jak NIE wygląda zdrowa relacja.

Pozwól, że opowiem Ci w skrócie tę historię

Wakacje, nowe miejsce, nowe życie – tak wyglądała moja codzienność, gdy przeprowadziłam się z mamą i młodszym bratem. Byłam nową twarzą na osiedlu, a wiadomo – nowa twarz przyciąga spojrzenia, zwłaszcza facetów. Jednego z nich poznałam lepiej – był sąsiadem, miał coś w sobie, co przyciągało ludzi jak magnes.

Wieczorami zdarzało nam się gadać przez okno (romantyczne, nie?). A On? Marek – mój przyszły mąż, który pojawiał się zawsze wtedy, gdy wracałam sama do domu. Był jak zjawa, tylko lepsza – z fajnymi historiami i uśmiechem, który sprawiał, że miękłam jak masło na patelni.

Po miesiącu byliśmy parą, a Marek wprowadził mnie do swojego świata – rodziny, znajomych, wszystkiego. Czułam się ważna, a on – no cóż, wydawał się dbać. Przynajmniej ta część mnie, która głodowała na miłość i uwagę, chciała w to wierzyć.

Bo wiesz, kiedy dorasta się z rozwiedzionymi rodzicami, ma się trochę niezaspokojonych potrzeb. Marek był wtedy dla mnie jak plaster na świeżą ranę. I wierzyłam, że moja miłość może go zmienić.

A potem przyszły miesiące i prawda: Marek miał temperament, który potrafił wykręcić naszą relację jak sinusoidę – raz była miłość i euforia, a raz kłótnie i łzy.

Ja? Leciałam w to jak ćma do światła, choć moje podświadome sygnały mówiły „Uwaga, tu może być ogień!”. Nie miałam pojęcia, że wpadam w klasyczny syndrom ofiary, którego schematy nosiłam w sobie od dzieciństwa.

Ale życie – najlepszy nauczyciel na świecie – szybko dało mi lekcję. Bo jeśli nie słuchasz tych mniejszych znaków i działasz na opak, los lubi przypomnieć, że on tu rządzi.

Miłość mego życia... czy raczej mój prywatny dyktator

Już na samym początku, jeszcze gdy się poznawaliśmy, Marek zaczął wykazywać objawy zazdrości, które spokojnie można by nazwać… chorobliwymi. Taki facet, co to patrzy na ciebie, jak na cenny diament, ale jednocześnie próbuje cię zamknąć w szklanej gablocie.

Nie mogłam wyjść ani na chwilę bez jego nerwowego pytania: „Gdzie idziesz? Z kim jesteś? Po co?” A kiedy chciałam, żeby poznał moich znajomych, mówił, że z nimi się nie dogada, że będzie się nudził i zmarnuje czas. Jakby to był jakiś kryminał, a nie zwykły wieczór z ludźmi, których lubię.

Z czasem zaczęłam gubić siebie. Już nie wiedziałam, kim naprawdę jestem, jak mam się zachowywać, żeby Marek był zadowolony. Moje potrzeby, marzenia, przyjaźnie — wszystko zaczęło się rozmywać. I wtedy pomyślałam: „Miłość wymaga poświęceń, więc może to jest cena, którą trzeba zapłacić?”

I wtedy poszłam na całość: porzuciłam znajomych, rodzinę, przerwałam naukę, oddałam swoje pasje, bo chciałam pokazać mu, że jest najważniejszy. Przeprowadziłam się do jego rodzinnego domu, bo wierzyłam, że to wystarczy, by przestał się czuć zagrożony.

Myślałam, że z takim oddaniem będzie mnie nosił na rękach. Serio! Bo gdybym była facetem i miałabym obok siebie dziewczynę zdolną do takich poświęceń, to bym ją cenił ponad wszystko.

Ale życie to nie bajka. Nie było ani noszenia, ani pocałunków na dobranoc. Było piekło.

Miesiące mijały, a ja tonęłam w coraz głębszej czarnej dziurze niskiej samooceny. Nienawidziłam siebie, nie widziałam w sobie nic dobrego. Mieszkałam z człowiekiem, który codziennie dbał, bym czuła się mniej warta niż kurz na podłodze.

I wiesz co? Marek robił to z zimną precyzją. Z zewnątrz był uśmiechniętym, sympatycznym facetem, który mógłby cię oczarować na imprezie. Ale w domu? Rządził jak król w swoim zamku, a ja byłam tylko pionkiem w jego grze.

Miał oczywiście swoje „dobre dni” – te momenty, kiedy próbował być miły. Ale wtedy byłam tak wykończona, że nie potrafiłam z nich skorzystać, bo mój umysł był na granicy wyczerpania.

Moja psychika była bardzo stłamszona

Nawet te rzadkie, lepsze chwile nie dawały mi prawdziwej radości. Kiedy odwiedzałam rodzinę, mało kiedy wspominałam, jak naprawdę wygląda mój związek. Wstydziłam się przyznać, że dokonałam tak złego wyboru. W środku mnie kłębił się chaos — z jednej strony czułam, że ten związek nie jest tym, czym powinien być. Wiedziałam, że życie może być inne, że miłość powinna być pełna wsparcia i szczęścia. Z drugiej strony byłam bezsilna, jak uwięziona w klatce, którą sama sobie zbudowałam, zamykając za sobą drzwi bez klucza.

Spędzałam dużo czasu sama w domu, czekając aż Marek wróci z pracy. Zrezygnowałam z własnej pracy, żeby pomagać w obowiązkach jego firmy i nie podsycać jego zazdrości — chciałam być tylko z nim i dla niego. W wolnej chwili by nie tracić czasu na bezczynność, zaczęłam czytać książki psychologiczne. Otoczyłam się poradnikami, które działały na moją duszę jak balsam. Potrzebowałam odpowiedzi — dlaczego mój związek jest taki trudny i dlaczego nadal w nim tkwię?

Dzięki temu zrozumiałam swoje schematy myślowe i zaczęłam dostrzegać destrukcyjne nawyki Marka. To pozwoliło mi lepiej radzić sobie z jego wybuchami złości — pilnowałam swojego zachowania, żeby go nie irytować. Dzięki tym „inteligentnym zagrywkom” zyskałam trochę spokoju, choć wiedziałam, że to za mało.

Czułam, że muszę coś zmienić, bo z każdym dniem czułam się coraz gorzej sama ze sobą. Wiedziałam, że tkwię w ślepym zaułku i nic się nie zmieni, jeśli nie wyjdę z tego miejsca. Postanowiłam odejść, choć nie wiedziałam jeszcze jak ani dokąd.

I wtedy — jak grom z jasnego nieba — dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Zamarłam. Jak to możliwe? Przecież właśnie zrobiłam krok do przodu, wiedziałam jak działać, a teraz mam się cofać? Chciałam się po prostu zapaść pod ziemię. Byłam wściekła na los, na siebie, na wszystkich.

Bałam się przyszłości, ale wiedziałam, że to wydarzenie zmieni moje życie na zawsze. Chciałam urodzić to dziecko, więc wykrzesałam z siebie ostatnie siły i postanowiłam walczyć o nasz związek i pełny dom dla dziecka.

Zdecydowałam się na szczerą rozmowę z Markiem — o dziecku, o przyszłości. Myślałam, że dziecko nas zjednoczy, że zacieśni więź, że wszystko się zmieni.

Cieszyłam się z ciąży tylko ja i moi bliscy

Marek pozornie był przy mnie, czekał na dziecko, ale pokazywał to inaczej niż się spodziewałam. Często znikał na długo poza domem, jakby chciał uciec od problemów. Coraz częściej się upijał, a zapraszanie znajomych do naszego domu, wtedy gdy ja marzyłam jedynie o ciszy i spokoju, tylko pogarszało sytuację.

W końcu postawiłam granicę — walczyłam o czas i ciszę dla siebie, ale w zamian straciłam Marka. On wolał spędzać czas z kumplami niż z „nudną, ciężarną kobietą”. Widziała to w jego oczach, słyszałam w głosie. Tam, gdzie był, było wesoło i można było się napić.

Starałam się zrozumieć — wiedziałam, że ucieka od rzeczywistości. Nadal chciałam mu pomóc, choć sama byłam przerażona nowym etapem życia. Jednak moja pomoc go drażniła.

Z miesiąca na miesiąc napięcia między nami narastały. Moja samotność i wieczorne łzy zbliżyły mnie do rodziny i przyjaciół. Wiedziałam, że choć nie wszyscy popierają mój wybór, mogę na nich liczyć.

Bardzo chciałam urodzić syna w pełnym miłości, prawnie zalegalizowanym związku. Mój tata zorganizował wszystko tak, że mogłam wyjść za Marka, będąc w siódmym miesiącu ciąży.

To poprawiło nasze relacje — przyszedł nasz „miesiąc miodowy”, który trwał do narodzin naszego syna. Całe 2 miesiące.

Jednak kiedy człowiek nie dostrzega błędów w sobie, nie pracuje nad trudnymi cechami charakteru ani nad komunikacją w związku, to wszystko wraca jak bumerang. Powtarzają się te same sceny, te same trudności i zachowania. U nas było dokładnie tak samo.

Marek wrócił do swoich nocnych wypraw, pełnych alkoholu, a ja całymi dniami siedziałam sama z maleńkim dzieckiem. Przyzwyczaiłam go do tego, że może mnie tak traktować, więc robił to bez zahamowań. Co gorsza, jego zachowanie jeszcze się nasiliło i zaczął przekraczać granice.

Pewnego wieczoru posunął się za daleko — po raz pierwszy poczułam zagrożenie dla własnego życia. Wtedy coś we mnie pękło na zawsze. Już nie mogłam dłużej znosić poniżenia i bycia traktowaną jak coś zbędnego.

Świadomość, że mam na świecie maleństwo, za które jestem odpowiedzialna, dodała mi ogromnej siły. To był moment, w którym zyskałam determinację, której wcześniej mi brakowało. Wcześniej nie potrafiłam zawalczyć o siebie albo po prostu nie miałam motywacji. Miłość do mojego syna okazała się moją największą siłą.

Powiedziałam „KONIEC”

Poczułam, jak opadają wszystkie moje blokady. Spojrzałam Markowi prosto w oczy i powiedziałam, co myślę o jego zachowaniu. Powiedziałam, że nigdy więcej nie pozwolę, by tak mnie traktował. Powiedziałam mu, że mam dość takiego życia i że zabił we mnie wszystko, co dobre — a to oznacza, że już nie potrafię z nim być.

W jedną noc wyprowadziłam się z jego domu i zamieszkałam z rodziną, która otoczyła mnie ciepłem, wsparciem i pomocą. Zwlekałam z tą decyzją długo, ale jedna decyzja wystarczyła, by świat podał mi pomocną dłoń.

Moja podróż do samoświadomości

Po około trzech tygodniach, kiedy emocjonalnie doszłam do siebie na tyle, by swobodnie myśleć, poszłam na spotkanie Ligi Kobiet w moim mieście. Otrzymałam tam wszystkie potrzebne informacje o rozwodzie i fachowe wsparcie na dalszym etapie.

Po raz pierwszy od dawna poczułam, że odzyskuję swoje życie. Wiedziałam, że najtrudniejsze jeszcze przede mną, ale nie czułam już strachu. Wiedziałam tylko jedno — chcę żyć inaczej.

Jak widzicie, moje drogie Czytelniczki, ten związek odchorowałam bardzo mocno, zwłaszcza psychicznie.

Można powiedzieć, że gdzieś po drodze po prostu przestałam być sobą. Tak jakby wewnątrz mnie umarła jakaś część, która wcześniej dawała mi siłę i nadzieję. To załamanie, które mnie dotknęło, zaprowadziło mnie pod drzwi terapeuty. I tu zaczęła się prawdziwa konfrontacja — bo zamiast ukojenia usłyszałam od niego coś, co zabolało jak cios prosto w twarz. Na początku byłam wściekła, bo szukałam wsparcia, a dostałam bolesną prawdę, której nie chciałam przyjąć, ale wiedziałam, że muszę jej stawić czoła.

Podczas tamtej rozmowy odkryłam jednak błogosławieństwo ukryte w tej trudności. Dzięki niemu zrozumiałam, że to ja sama, przez swoje niskie poczucie własnej wartości, przyciągałam do siebie te skomplikowane, często bolesne związki. W mojej głowie zakorzeniło się przekonanie, że nie zasługuję na coś dobrego — i tak właśnie kształtowałam swoją rzeczywistość, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. To, czego nauczyłam się w dzieciństwie, wcale nie było zdrowym wzorcem relacji, a ja przez lata nosiłam ten ciężar nieświadomie.

Podobnie było z Markiem. On również miał trudne dzieciństwo, brakowało mu dobrych wzorców rodziny i związku. Teraz widzę, że z tak poranionymi duszami trudno byłoby zbudować szczęśliwą rodzinę. To zrozumienie było jednocześnie bolesne i wyzwalające.

Wiedziałam, że jeśli chcę zmienić swoje życie na lepsze, muszę zacząć od zmiany myślenia i działania — zacząć słuchać siebie i postępować w zgodzie ze sobą. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić — doskonale znam to powiedzenie. Mimo terapii, mimo nowej wiedzy, nie umiałam od razu wprowadzić wszystkiego w życie. Pozwoliłam, żeby los trochę się poukładał, starałam się myśleć pozytywnie, ale to był dopiero początek.

Po rozwodzie i trudnym czasie, kiedy odzyskałam stabilizację, zaczęłam tęsknić za miłością. Sama z małym synkiem, trochę przestraszona tym nowym etapem, uczyłam się siebie na nowo i oswajałam samotność. Postanowiłam kochać siebie i życie — wypełnić tęsknotę za bliskością tym, co mogę dać sobie sama.

Choć dni były pełne samotności, najbardziej doskwierała mi cisza pustego mieszkania, kiedy po pracy wracałam do domu. Syn był pod opieką dziadków, bo sama ledwo dawałam radę – praca, opieka, codzienne wyzwania. Wiem, co czuje każda samotna mama i mam nadzieję, że te słowa mogą dodać odwagi tym, które tego potrzebują.

W ciszy, w samotnych chwilach zadumy starałam się dostrzegać lekcje i błogosławieństwa. Zawarłam pakt z samą sobą – każdego wieczoru daję sobie czas na muzykę i spokój. To są momenty, które po burzach są bezcenne.

Pojawiły się pytania, czy jeszcze spotkam szczęście, czy kiedykolwiek pokocham i zostanę odwzajemniona. Rozwód i odpowiedzialność za dziecko postawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Pozostało tylko marzyć i wyobrażać sobie, że gdzieś tam czeka ktoś, kto mnie zrozumie.

Gdy los pcha nas w stronę miłości

Minęło kilka miesięcy, a przyjaciółka, którą dawno nie widziałam, namawiała mnie na wyjście. Byłam zamknięta w swoim świecie, ale ona nie odpuszczała. Mówiła, że będzie tam Robert – jej znajomy, którego też dawno nie widziała. Postanowiłam zaryzykować i wyjść. To był ten moment, kiedy los znów zagrał swoją rolę.

Robert od razu przyciągnął moją uwagę. Jego spojrzenie było pełne spokoju i ciepła – jakby mówiło: „Jestem tu dla ciebie.” Dla mnie to był tylko znajomy koleżanki, przyjaciel z dawnych lat. Kiedy zaprosił mnie na kolację, bez zastanowienia się zgodziłam. Pragnęłam tego prostego gestu — uwagi i obecności.

Od tamtej chwili wszystko potoczyło się szybko. Spotkania stawały się coraz częstsze, rozmowy głębsze. Poznałam mężczyznę, który, podobnie jak ja, przeszedł swoje burze. Starszy ode mnie, spokojny, opanowany — był ostoją, której szukałam.

W mojej głowie zapalił się zielony sygnał — może to jest ta osoba, która odmieni mój świat. Ale życie nie jest bajką. Przez trzy lata uczyliśmy się siebie nawzajem. W tym czasie ja sama się zmieniałam — wróciłam na uczelnię, zaczęłam terapię, pozbywałam się blizn przeszłości. Stawałam się silniejsza, bardziej świadoma, pewniejsza siebie. Odkrywałam które przekonania, wcześniej nie pozwalały mi się rozwijać. I zaczęłam je skutecznie zmieniać.

Jednak w otoczeniu byłam postrzegana jako „niesforna” i „arogancka”. Rodzina nie rozumiała mojej asertywności, granic, szacunku do własnego czasu i przestrzeni. Te zmiany zaczęły nas dzielić – mnie od nich, a w szczególności od Roberta.

Choć tworzyliśmy relację dojrzalszą niż ta poprzednia, podświadomie czułam, że jeśli on nie zrozumie i nie przepracuje swoich trudności, nasza przyszłość jest zagrożona. Ja szłam naprzód, pełna pomysłów i energii. Widziała w nim ogromny potencjał, ale on nie potrafił go dostrzec. Wybierał życie spokojne, pełne rezygnacji, nie wierzył w siebie. Ten brak wiary był ciężarem dla nas obojga.

Spojrzałam prawdzie w oczy i wybrałam siebie

Najtrudniejszy moment przyszedł, gdy zaczęłam realizować swoje plany, a on się zatrzymał. Ja, świadoma swojej wartości, nie mogłam już się cofnąć. Wiedziałam, że następny krok jest konieczny i nieunikniony. Postanowiłam sobie jedno: nigdy więcej nie zrezygnuję ze swojego JA.

„Życie nieświadome nie jest warte tego, by je przeżyć”
– Sokrates 

Po długiej rozmowie uszanowałam decyzję Roberta. I tak, jak podpowiadało mi serce, pożegnałam się z nim w atmosferze przyjaźni — bez żalu, ale i bez nienawiści. W pierwszych chwilach, gdy emocje jeszcze buzowały, czułam, że powinnam zostać w tej relacji. To było jak echo starego, pełnego lęku głosu w mojej głowie, który próbował mnie zatrzymać — trzymać w kajdanach strefy komfortu, choć wiedziałam, że to nie jest moje miejsce.

Stanęłam wtedy twarzą w twarz ze sobą — bez masek, bez ucieczek. Spojrzałam głęboko w swoje wnętrze i świadomie przyjęłam prawdę: znów będę zaczynać od nowa. I choć lęk próbował mnie sparaliżować, wybrałam odwagę. Zamiast cofać się w bezpieczne, choć ciasne ramy, zrobiłam krok naprzód. Tym razem postanowiłam dać sobie przestrzeń i czas — zanim znów kogoś poznam, chcę skupić się na własnym rozwoju, na budowaniu swojego świata od podstaw.

Droga, którą już zaczęłam przemierzać, oraz zdobyta wiedza stały się moimi najwierniejszymi towarzyszkami. To one ratowały mnie z każdej chwili zwątpienia, z każdego momentu, gdy serce ściskał cień nostalgii. Bo choć byłam pełna siły, wciąż byłam kobietą — a kobieta bez miłości jest jak kwiat bez światła. Pragnęłam kochać i być kochaną, ale miałam dość powtarzania tych samych błędów, dość rozczarowań. Pracowałam, wychowywałam syna i starałam się rozwijać, krok po kroku, dzień po dniu.

Droga do świadomego kreowania życia

Pewnego dnia trafiłam na wyjątkowe seminarium, które trwało przez kolejne dwa lata, odbywające się co weekend. To była moja duchowa oaza, miejsce, gdzie mogłam zgłębiać pracę z człowiekiem na poziomie energetycznym, łączyć wiedzę ze sfery wiary i duchowości. Zawsze byłam osobą pełną wiary — nie tej ograniczonej do niedzielnych mszy, ale płynącej z głębi serca, prawdziwej, żywej. I właśnie tam poczułam, że jestem we właściwym miejscu.

Wiedziałam, że istnieje coś więcej niż tylko świat, który nas otacza — siła, która nas prowadzi i chroni, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Seminarium dało mi narzędzia i zrozumienie, że świat rządzi się swoimi prawami, które są po naszej stronie — my musimy je jedynie usłyszeć i nauczyć się z nich korzystać. Poznałam prawo przyciągania, potęgę wizualizacji, energię modlitwy oraz moc słów — tych codziennych wypowiedzi, które padają z naszych ust często bezrefleksyjnie, a które mają niesamowity wpływ na nasze życie.

Jednym z moich największych odkryć były książki Josepha Murphy’ego — światowe bestsellery, które podczas seminarium stały się dla mnie niemal duchową biblią rozwoju. „Potęga Podświadomości” to pozycja, którą z pełnym przekonaniem polecam każdej z Was. To lektura obowiązkowa, jeśli chcecie zrozumieć, jak działa Wszechświat i jak możecie zacząć tworzyć swoje życie świadomie, zamiast być jedynie biernymi obserwatorami.

Jak mówi sam autor: 

"Twoje wnętrze jest twoją skarbnicą, tam znajduje się klucz do wszystkich odpowiedzi, których szukasz. Nasza podświadomość ma za zadanie nam służyć, lecz jeśli nie wiemy jak i czym ją karmić, może także stać się naszym największym wrogiem. Nasza podświadomość zawsze działa zgodnie z nawykami myślowymi. Wszystko, w co nasza świadomość uwierzy, nasza podświadomość weźmie za prawdziwe i urzeczywistni, a tym samym według tego przekonania będzie nas prowadzić w życiu."

– Joseph Murphy

Uczono nas też o potędze nawyków i przekonań — ale nie w ten nudny sposób, jak na wykładzie z psychologii, tylko tak, żebyś naprawdę poczuła, że masz kontrolę nad tym, co dzieje się w twojej głowie. Bo wiesz co? To właśnie one są tymi małymi sabotażystami, które podsuwają ci myśli „nie dam rady” albo „to nie dla mnie”. A teraz wyobraź sobie, że możesz je po prostu... wymienić. Na takie, które napędzają cię do działania, które sprawiają, że wstajesz rano z energią i chęcią do życia. I to nie jest magia — to jest świadoma praca, której każdy może się nauczyć.

Dowiedziałam się, jak podkręcić swoją energię tak, by ciało było moim sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Bo serio — kiedy czujesz się dobrze w swojej skórze, masz siłę nie tylko marzyć, ale też te marzenia realizować. To podstawowy warunek do bycia kobietą, która wie, czego chce i się tego nie boi.

I tu jest najlepsze: nikt nie uczył nas, że możemy zaprojektować swoje życie na nowo. Że to my decydujemy, z kim spędzamy czas, jakie relacje pielęgnujemy, jakie myśli karmią naszą duszę. Prawda jest taka — Wszechświat słucha dokładnie tego, co mu mówimy. Myśli, intencje, energia — to jak magnes, który przyciąga albo odpycha. Chcesz ludzi, którzy cię podnoszą na duchu? Najpierw bądź dla nich taka sama.

I pamiętaj: uśmiech, drobny gest, życzliwe słowo — to klucz do otwierania drzwi, których nawet nie wiedziałaś, że są tam gdzieś dla ciebie. To nie jest banał, to prawda. Każdego dnia masz szansę zacząć od nowa — nawet jeśli dziś jest trudniej, niż byś chciała.

Co więcej, usłyszałam coś, co przewróciło mój świat do góry nogami: każdy z nas ma prawo zarabiać, robiąc to, co kocha. Tak, bez wymówek, bez „to się nie uda”, bez rezygnacji z marzeń na rzecz „bezpiecznej” pracy. Ta myśl dodała mi odwagi i sprawiła, że zaczęłam patrzeć na siebie inaczej — jak na kobietę, która może tworzyć własne zasady.

A teraz najlepsze. Podczas jednego z tych weekendowych spotkań przyszło nam zrobić ćwiczenie — wypisać cechy idealnego partnera. Brzmi banalnie? No właśnie. Ale był tam jeden punkt, który mnie zaintrygował — „znak rozpoznawczy”. Mieliśmy określić, co dokładnie nasz wymarzony facet będzie miał w sobie, jaką reakcję ciała wzbudzi, albo jaką cechę zauważymy od razu, która powie nam: „to on”.

Na początku byłam sceptyczna. Serio — jak można opisać coś takiego, skoro jeszcze nie wiesz, kto to będzie? Do tej pory działałam na zasadzie „spotykam, czuję, albo nie czuję”. Zero planu, zero magii.

No i co? Cztery miesiące później, kiedy już prawie zapomniałam o tym ćwiczeniu, ten facet pojawił się jakby znikąd. Byłam zaskoczona, ale też poczułam, że coś się zmienia — nawet jeśli wtedy jeszcze nie znałam wszystkich narzędzi, które pozwalają Wszechświatowi działać na twoją korzyść.

Więc jeśli masz wątpliwości, czy świadomie tworzyć swoje życie — to mówię ci jedno: spróbuj. Bo życie jest za krótkie na czekanie, aż coś się „samo” ułoży. Weź stery w swoje ręce i zacznij kreować swoje szczęście, krok po kroku.

Uważaj, czego sobie życzysz — Wszechświat słucha cię dosłownie

Po seminarium wróciłam do domu totalnie roztrzepana i, serio? To ćwiczenie z kartką – o moim wymarzonym facecie – wyleciało mi z głowy szybciej niż nowa dieta po pierwszym kawałku czekolady. Bo życie nie pyta, czy masz czas na marzenia. Zamiast tego rzuca cię w wir codzienności: praca, obowiązki, rodzina, znajomi.

I właśnie wtedy, kiedy myślałam, że Wszechświat poszedł na wakacje, zaczął coś knuć za moimi plecami. Firma, w której pracowałam, organizowała imprezę dla żołnierzy wracających z misji – prawdziwych bohaterów. My, zwykli śmiertelnicy, mieliśmy ich przyjąć i trochę rozchmurzyć.

I nagle – bach! – pojawił się on: facet jak z mojej kartki marzeń. Moje ciało od razu dało znać – serce waliło, nogi zdrętwiały, a mózg puszczał film „to on!”. Nie znałam go, widzieliśmy się pierwszy raz, a jednak czułam, że znam go lepiej niż najlepszego przyjaciela. Obce oczy, a magnes jak w filmie. Cały wieczór wymienialiśmy spojrzenia, w końcu słowa i numery. I bum! Okazało się, że dzieli nas 1500 km. To jak złapać ostatni pociąg do wymarzonego miasta… tylko on odjechał beze mnie.

W pociągu myślałam: „Dlaczego nie może mieszkać tutaj? Czemu Wszechświat bawi się ze mną w kotka i myszkę?” I wtedy – jak grom z jasnego nieba – dotarło do mnie: nie napisałam, że ma mieszkać w moim kraju. Zostawiłam to pole puste, bo kto by się spodziewał, że to będzie ważne?

I właśnie dlatego był też łysy (tego też nie dopisałam, serio!), i miał swoje demony – nałogi, które ciągnęły go w dół. Zapomniałam dopisać, że chcę faceta bez nałogów. Wszechświat wziął to na serio. No i niespodzianka – mój wymarzony partner nie był wolny jak ptak, a ja marzyłam o kimś, kto naprawdę może być przy mnie, nie o iluzji.

Morał? Kochana, jeśli coś wypisujesz na kartce, nie zostawiaj pustych miejsc pozostawiając to przypadkowi. Wszechświat to nie wróżka, tylko skuteczny menadżer projektu, który robi dokładnie to, co mu powiesz. A jeśli sama nie wiesz, czego chcesz, dostaniesz coś… no cóż, ciekawego, ale nie idealnego.

Więc następnym razem, kiedy będziesz okreslać listę wymarzonego partnera– zrób to z detalami i kontrolą jakości! Miłość nie lubi skrótów. Ja? Dostałam lekcję życia, której nie zamieniłabym na nic – bo bez niej nie byłabym tu, gdzie jestem teraz.

„Proście, a będzie Wam dane”
Mt 7,7–11

Szkoda tylko, że nikt nie krzyczał przez megafon: „Kochana, BARDZO SZCZEGÓŁOWO PROSIĆ! Bo inaczej Wszechświat zrobi Ci show!” Bo serio, bez precyzyjnego „zamówienia” dostajesz taki miszmasz, że można kręcić serial komediowy.

Bo prosiłam jasno o kilka rzeczy, a reszta? Loteryjny bonus.

Ale wiesz co? To właśnie te niespodzianki tworzą najlepsze historie. Życie nie jest katalogiem z Allegro – to targ, gdzie trafisz na perełkę albo na pamiątkę, którą zostawisz w szufladzie.

I choć czasem chciałabyś krzyknąć: „Hej, Wszechświecie, słuchaj uważniej!” – to dzięki temu chaosowi odkrywamy, czego naprawdę pragniemy i jak bardzo warto trzymać rękę na pulsie.

Moja rada? Baw się w detektywa marzeń, dopisz każdy detal, nie zostawiaj niczego na domysły. Wszechświat lubi dokładne zamówienia. A my? Lubimy historie, które opowiadamy przy kawie z uśmiechem i „a nie mówiłam?” w tle.

Pewnie interesuje Cię co z tego wszystkiego wyszło

Udało nam się zostać dobrymi przyjaciółmi, bo wiecie co? To było coś więcej niż przypadek — po prostu czysta magia. Mieliśmy między sobą tę niewidzialną nić, która trzyma naszą znajomość do dziś, i choć mogło zaiskrzyć na poważnie, ja postanowiłam, że wiem, czego chcę i nie zadowolę się niczym mniejszym.

Dziewczyny, słuchajcie — życie mamy jedno, a szczęście to nie opcja, to obowiązek wobec samej siebie. Trudno się cieszyć czymś, co jest na pół gwizdka, co ledwo zaspokaja serce. Więc wzięłam głęboki oddech, podziękowałam Wszechświatowi za tę lekcję (tak, nawet jeśli trochę bolała), i powiedziałam sobie: teraz będzie inaczej.

Moja nowa lista wymarzonego partnera? Będzie dopracowana na 100%, bez żadnych „może” i „jakby”. Bo Wszechświat działa jak najlepszy menadżer projektu — realizuje, co napiszesz, ale nie zrobi za ciebie korekty.

On słucha i daje dokładnie to, o co prosimy, nie zastanawiając się, czy nam to naprawdę służy. My prosimy, on z miłością realizuje — i tu jest cała sztuka! I wiecie co? Mam już świadomość, że największa moc jest w moim umyśle i mojej sile kreacji. Miałam narzędzia, wiedziałam jak ich użyć — i teraz, czytając tę książkę, wiem, że Wy też je dostaniecie. I to jest właśnie piękne — bo każda z nas może tworzyć swoje życie świadomie, z pełną mocą.

A więc co dalej? 

Moje pełne wiary poszukiwania zaczęły się na nowo, od zera, ale tym razem z innym nastawieniem. Zrobiłam coś, co dla mnie było przełomowe — usiadłam i stworzyłam listę. Nie byle jaką, nie na szybko, ale taką, na którą dałam sobie czas, przestrzeń i serce. Wiedziałam, że to nie jest zabawa — naprawdę mogę przyciągnąć to, co uskrzydla moje serce i napełnia mnie radością.

Poszłam dalej. Zgłębiłam temat, odbyłam liczne seminaria, warsztaty poświęcone jednemu celowi — przywołaniu do mojego życia tej jednej, idealnie dopasowanej Bratniej Duszy. Tego partnera, który jest moim yin-yang, dopełnieniem, częścią mnie samej. Połączyłam tę świeżo napisaną listę z całą moją wiedzą i doświadczeniem, które zebrałam przez lata. I wprowadziłam techniki, o których opowiem w kolejnych rozdziałach — bo wiem, że będą dla Ciebie równie ważne.

Z pełnym zaangażowaniem i wiarą zaczęłam działać. Chciałam na własnej skórze przekonać się, czy to działa, czy można naprawdę świadomie współpracować z Wszechświatem. Podkręciłam obroty, postawiłam wszystko na jedną kartę — chciałam szczęścia i nie mogłam się doczekać momentu, kiedy spotkam tego, który powstał w mojej wyobraźni.

Może ktoś pomyśli — jak to, tworzyć sobie kogoś, wymyślać? Przecież to niemoralne, to zarezerwowane tylko dla Boga. Ale spójrz na to inaczej — to właśnie Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, z miłości, dał nam kreatywność i moc tworzenia. Wszystko, o czym myślimy, istnieje już gdzieś w Wszechświecie. Myślimy tylko o tym, co zostało już stworzone.

Więc każda osoba, o której marzysz — mężczyzna czy kobieta — już gdzieś jest. Może nasze drogi dotąd się nie skrzyżowały, ale określając szczegóły tej osoby, tworzymy coś na kształt mapy, która kieruje nas i jego na tę samą ścieżkę. To tak, jakbyśmy szeptali do jej intuicji, która czasem nas słyszy, a czasem nie — i wtedy właśnie dzieją się cuda.

Wszechświat, jak doskonały katalog, wyszukuje osobę, która odpowiada Twojemu zamówieniu. Układa zbiegi okoliczności, by postawić Was na tej samej drodze, byście mogli się odnaleźć. I pamiętaj — każde takie spotkanie niesie lekcje dla Was obojga, bo wzajemnie szlifujecie swoje charaktery.

Nawet jeśli to Ty stworzyłaś obraz swojego partnera za pomocą tych mogłoby się wydawać magicznych narzędzi, które zaraz poznasz, on też, na głębokim, nieświadomym poziomie, marzył właśnie o Tobie. To jest połączenie na poziomie energii, które działa dwustronnie i jest piękne w swojej harmonii.

Podsumowanie moich poszukiwań

Teraz kilka słów o tym, co działo się u mnie, gdy już z pełną świadomością stworzyłam nową listę cech mojego wymarzonego mężczyzny. I wtedy… moja podświadomość zrobiła swoje — przypomniała sobie o tym, co dla mnie najlepsze, i… zupełnie sprawiła, że zapomniałam o całym procesie! O tym, że mam cierpliwie czekać na swoją Bratnią Duszę.

Muszę przyznać, że podświadomość to nasz sprytny sprzymierzeniec. Daje nam chwilową amnezję, pozwalając zapomnieć o wielkich planach i zająć się codziennością. I wiecie co? To właśnie dzięki temu zapomnieniu niespodzianka smakuje jeszcze lepiej.

Bo życie ma swój rytm. Zawsze tak się układa, że jesteśmy zajęci – praca, obowiązki, drobiazgi – i wtedy, zupełnie niespodziewanie, przychodzą cuda. W najmniej oczekiwanym momencie. To jest właśnie magia, której nie da się zaplanować.

Trzeba się po prostu poddać tej Wyższej Sile, bo ona jest od nas mądrzejsza. My — z naszym ego — chcemy wszystko mieć pod kontrolą, znać każdy szczegół i mieć natychmiastowe odpowiedzi. Ale ta chęć kontroli pożera naszą energię i zwykle nie prowadzi do dobrych wyborów.

Więc pozwól sobie na oddech, na zaufanie i daj się poprowadzić… bo życie ma swój plan, a Ty jesteś w nim na właściwym miejscu, nawet jeśli jeszcze tego nie widzisz.

„Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”
— Antoine de Saint-Exupéry 

Co z tego wszystkiego wyszło tym razem

Z radością i dumą mogę się z Wami podzielić, że po dziś dzień jestem w pięknym związku. Razem rozwijamy się, spełniamy marzenia i odkrywamy świat. Mamy podobne pasje, ale i różnice, które tylko dodają pikanterii rozmowom i wspólnym chwilom. Wspieramy się nawzajem, gdy któreś z nas stawia sobie nową poprzeczkę – czy to projekt zawowdowy do zrealizowania, czy sportowy cel do zdobycia.

Co najważniejsze, mój wymarzony mężczyzna tym razem ma wszystko na swoim miejscu (nawiązuję tutaj oczywiście do łysego mężczyzny, o którym wcześniej wspominałam) i pojawił się w moim życiu zaledwie trzy miesiące po tym, jak poprosiłam o niego z pełnym sercem i miłością. Gdy się zjawił, ja nadal konsekwentnie działałam, kończyłam swoje zadania, by móc z czystym sumieniem cieszyć się naszą relacją.

Najbardziej niesamowite jest to, że kiedy budzę się rano w jego ramionach i patrzę, jak śpi, usta same układają się do uśmiechu. Nawet teraz, pisząc to, czuję tę radość i szczęście, bo życie jest naprawdę piękne, jeśli tylko umiemy o to poprosić… i otworzyć się na cud.

Śmieszne jest to, że po raz kolejny przeoczyłam pewien detal – zapomniałam wspomnieć o wieku mojego mężczyzny. Wszechświat sam się tym zajął i mój ukochany, z którym spędzam najwspanialsze chwile i uczę się codziennie, jest ode mnie młodszy. I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza. Ma tyle pięknych cech, które uwielbiam, że wiek to tylko liczba.

Po wszystkich trudach, poszukiwaniach i czasem zawirowaniach, ta relacja to dla mnie ogromna nagroda. Jestem niezmiernie wdzięczna Wszechświatowi i wszystkim, których spotkałam na swojej drodze – za wiedzę, narząedzia i wsparcie, które doprowadziły mnie do tego miejsca.

Z Tobą, Droga Czytelniczko, będzie dokładnie tak samo. Wystarczy, że zadasz sobie pytanie: CZEGO I KOGO NAPRAWDĘ PRAGNIESZ? A potem zaczniesz działać.

Moja droga, pełna marzeń o miłości, ale i wyzwań, doprowadziła mnie do tego punktu. Dała mi wiedzę i stała się inspiracją, by podzielić się nią z Tobą. Bo życie może być bajką — w końcu najpiękniejsze bajki rodzą się w ludzkich sercach.

Tak działa cały Wszechświat, tak działa Stwórca, który z miłości do nas pragnie naszego szczęścia. A moja recepta na sukces w każdej dziedzinie życia brzmi:

„Działaj z wiarą i mocą, która czuwa nad Tobą.”
– Sylwia Wurst

Wierzę w Ciebie i życzę Ci mnóstwo pięknych, pełnych miłości chwil, na które zawsze zasługiwałaś. Może tylko na chwilę o tym zapomniałaś — teraz czas, by to zmienić.

Rozdział 2:
Najważniejszy jest początek

Najpierw sprzątnij stare graty, zanim wstawisz nowe meble.

Kochana, w życiu działa to jak w szafie. Nie upchniesz nowej, boskiej sukienki między swetry z 2005 roku i dżinsy, które „kiedyś jeszcze będą dobre”. Najpierw trzeba zrobić porządek. Wyrzucić to, co stare, zniszczone, za małe i już totalnie nie w Twoim stylu. Dopiero wtedy robimy miejsce na coś nowego, świeżego i… Twojego.

To samo dotyczy relacji. Niezależnie od tego, gdzie teraz jesteś, zrób mały rekonesans. Czy w Twoim życiu jest ktoś, kto kiedyś rozpalał w Tobie ogień, a dziś co najwyżej wzbudza chęć przeprowadzki na innego miasta? Jeśli tak, zatrzymaj się i zadaj sobie jedno pytanie: dlaczego?

Tylko Ty znasz odpowiedź. Możesz usiąść z partnerem, wyłożyć kawę na ławę (a nie zamiatać ją pod dywan) i sprawdzić, czy oboje gracie jeszcze w tej samej drużynie. Bo może on czuje zupełnie inaczej niż Ty, a oboje żyjecie w iluzji. Jeśli nie da się dojść do sedna samodzielnie, wciągnij do gry mediatora, terapeutę albo kogokolwiek, kto zna się na odplątywaniu takich węzłów.

I pamiętaj — zanim powiesz „do widzenia” na zawsze, sprawdź, czy przypadkiem nie wystarczy trochę przyprawić ten związek:

KROK 3: Pokonywanie lęków związanych z intymnością

Obawy związane z intymnością — to obszar, w którym wiele moich klientek miało problemy i naprawdę wierzę, że mnóstwo niesamowitych, silnych kobiet może pozostać samotnymi, jeśli nie rozpoznają swoich lęków związanych z intymnością i nie przezwyciężą ich.

Czym więc są obawy o intymność?

Są to lęki, które pojawiają się za każdym razem, gdy związek zaczyna się urzeczywistniać lub mężczyzna wydaje się być tobą bardzo zainteresowany, a ty chcesz go odepchnąć.

Lęki związane z intymnością mogą być zróżnicowane w zależności od naszych doświadczeń z dzieciństwa i doświadczeń, które mieliśmy w naszych przeszłych związkach, które wpływają na naszą obecną perspektywę.

Te obawy mogą wyglądać tak:
  • Zaczynasz się bać bliskości i być wkurzona lub zirytowana na dobrego człowieka, który chce się zbliżyć i zbudować z tobą coś poważnego.
  • Mówisz, że chcesz zbudować poważny związek, ale kończysz na sypianiu z mężczyzną na bardzo wczesnym etapie randkowania, ponieważ boisz się, że rozwinie się prawdziwe zaangażowanie.
  • Towarzyszy Ci uczucie strachu przed byciem widzianą za to, kim jesteś. Boisz się, że zobaczy twoje niedoskonałości i nie pokocha cię za to – klasyczny i prawdziwy strach przed intymnością.
  • Boisz się, że zostaniesz przez niego odrzucona lub opuszczona, teraz gdy się do niego przywiązujesz? Tutaj twoje obawy o intymność sprawią, że będziesz chciała znaleźć powody, by go odrzucić, zanim on będzie mógł odrzucić ciebie.

Czy możesz się z tym utożsamić?

Jeśli tak, to wiedz, że nie jesteś jedyna. Wiele moich klientek (zwłaszcza silnych i odnoszących sukcesy) również się z tym zmaga.

Studium przypadku

Jako przykład weźmy przypadek mojej klientki Kasi. Jest ona dyrektorką dużej firmy z Wrocławia.

Podczas jednej z naszych sesji, uświadomiła sobie, że ma powtarzający się wzorzec „wynajdywania wad” i szukania męskich niedoskonałości w swoich związkach. 

Jej chłopak, mimo że był przystojny, inteligentny i robił wszystko, co mógł, aby była szczęśliwa i naprawdę się o nią troszczył, zaczął rozważać zakończenie związku.

Kasia wyznała, że miała nawet historię oddawania pierścionków zaręczynowych.

To właśnie wtedy, gdy ten wzór zaczął się powtarzać u jej obecnego partnera, postanowiła się ze mną skontaktować.

Opowiedziała mi, jak czuła do niego ogromny pociąg na początku, ale teraz, gdy wie, że naprawdę ją lubi, ponownie szukała wszelkich powodów, by sabotować relację.

Nagle ciągle się kłócili, bo nie mogła się powstrzymać od krytykowania go i narzekania na związek i jego wady.

W tamtym czasie na sesji ta biedna kobieta płakała; jej lęki wydawały się w tym momencie tak potężne.

Obecnie jest szczęśliwie zaręczona z tym samym mężczyzną i nie może uwierzyć w swoje szczęście, które odnalazła, gdy postanowiła przezwyciężyć swoje lęki związane z intymnością i pozwoliła na miłość tego mężczyzny.

Zrozumienie i przełamywanie wewnętrznych obaw

Oczywiście musieliśmy głęboko pracować, aby dowiedzieć się, jakie dokładnie były jej obawy i skąd się wzięły.

Na przykład odkryliśmy, że jedną z rzeczy, których się bała, było to, że nie pokocha jej, gdy dowie się o jej dolegliwościach intymnych, więc odpychała go.

Chcę jednak, abyś wiedziała, że lęki związane z intymnością są normalnym i bardzo ludzkim doświadczeniem.

Pojawiają się u najlepszych i najmądrzejszych z nas i mogą pojawić się na każdym etapie związku, niezależnie od tego, czy dopiero spotykasz się z mężczyzną, czy jesteś z nim w związku małżeńskim od lat.

Pokonywanie lęków

Dobrą wiadomością jest to, że istnieją profesjonalne narzędzia i techniki, które mogą pomóc ci radzić sobie z tymi lękami, i że te lęki można przezwyciężyć z odpowiednią pomocą i wskazówkami. 

Ten obszar jest do opanowania i może odmienić grę w twoim życiu miłosnym, doświadczeniach randkowych i w procesie Przyciągania Bratniej Duszy.

KROK 4: Randki rotacyjne – sekret sukcesu w miłości

Teraz gdy pracowaliśmy nad twoimi przekonaniami, twoim związkiem z samą sobą i przezwyciężeniem lęków związanych z intymnością, jesteś gotowa na randki.

Randki rotacyjne to czwarty obszar, który jest rewolucyjnym sposobem randkowania, który pomoże twojemu mężczyźnie znaleźć cię znacznie szybciej, niż możesz sobie wyobrazić.

Czym więc są randki rotacyjne?

Mówiąc prościej, randki rotacyjne, to pomysł umawiania się z więcej niż jednym mężczyzną w tym samym czasie, dopóki nie znajdziesz jednego mężczyzny, który zaoferuje ci zaangażowanie, którego pragniesz – status dziewczyny, pierścionek, oświadczyny, cokolwiek poziom zaangażowania dla Ciebie oznacza, że poczujesz się bezpieczna i szczęśliwa. 

Randki rotacyjne polegają na poznaniu wielu mężczyzn — a nie na spaniu z nimi.

Chodzi o to, by mieć „niezobowiązujące randki” z wieloma mężczyznami; to wygląda jak pójście do kina, spacer po parku, spotkanie przy kawie i dogłębne poznanie i docenienie tych mężczyzn, aż jeden z nich będzie gotowy zaoferować Ci coś solidnego pod względem zaangażowania, którego pragniesz, a nie tylko romans lub szybki seks.

Pojęcie randek rotacyjnych może początkowo wydawać się trudne do zrozumienia. Może się wydawać, że sprzeciwiasz się wszelkim normom tradycyjnego społeczeństwa.

To jednak nieprawda

W rzeczywistości randki rotacyjne są jednym z najbardziej tradycyjnych sposobów randkowania, jakie kiedykolwiek istniały, z kobietą mającą wielu zalotników i oddającą swoje serce i ciało tylko mężczyźnie, który podjął wysiłek, aby ją zdobyć.

Kiedy już zrozumiesz, jak wzmacniające może być dla ciebie dokonywanie wyborów w świecie randek, zamiast skupiać się na jednym mężczyźnie (z którym może, ale nie musi Ci wyjść), nigdy więcej nie poczujesz złamanego serca lub tego, że przesadnie zainwestowałaś swój czas i emocje w kogoś, kto nie chce dać ci tego, czego pragniesz.

Po prostu zniknie z radaru, podczas gdy inni, którzy chcą Ciebie, zajmą jego miejsce, a ty będziesz miała zdrowe opcje do wyboru.

Ten sposób randkowania zapewni również niezbędny dystans potrzebny na wczesnym etapie randkowania, ponieważ nie każdy mężczyzna zasługuje na twoją emocjonalną inwestycję, chyba że udowodnił, że jest tego wart.

Studium przypadku

Pamiętam, jak bardzo oporna była jedna z moich prywatnych klientek, Ania na pomysł randek rotacyjnych.

To sprawiało, że czuła się tak, jakby „zdradzała” mężczyznę, z którym była na trzech randkach, mimo że nie spała z nim, a on nie prosił jej, by była jego na wyłączność.

No cóż, po siedmiu randkach, ten mężczyzna zaczął się wycofywać, a ponieważ do tego czasu również spali ze sobą, ona czuła, że jest w związku; ale on nie.

Z jej perspektywy była w związku. Z jego perspektywy po prostu  „widywali się” i dobrze się bawili.

Kiedy przedstawiła tę sytuację na naszych sesjach, przełomem było dla niej uświadomienie sobie, że jeśli chodziłaby na randki rotacyjne:
a) Nie zdecydowałaby się na wyłączność z mężczyzną, gdyby wyraźnie on o to nie poprosił. Dopóki wyraźnie nie pojawiłaby się prośba o wyłączność, oboje mogli swobodnie dokonywać wyborów jako dorośli.

b) Nie czułaby tego rozpaczliwego przywiązania do niego, jakby był jedynym żyjącym mężczyzną na planecie, który mógł zapewnić jej związek, którego pragnęła.

c) Nie zainwestowałaby w niego nadmiernie i nie uczyniła z niego jedynego skupienia i centrum swojego życia, a przez to straciła swoją moc.

Strategia znalezienia wartościowego partnera

Obecnie Ania jest mężatką (szczęśliwą) i znalazła swojego męża, wykorzystując metodologię randek rotacyjnych.

Jeśli jesteś kobietą po trzydziestce i w głębi duszy wiesz, że czas się kończy i chcesz zbudować rodzinę, metoda randek rotacyjnych zmieni twoje życie.

Dzięki tej filozofii jesteś w stanie poznać wielu mężczyzn i dokonać wyboru, kto naprawdę jest Ciebie wart.

KROK 5: Zrozumienie romansu i uwolnienie kobiecej energii

Obszar piąty jest bez wątpienia najbardziej soczystym składnikiem metody Przyciągania Bratniej Duszy.

Jesteśmy teraz w pełni w sferze zrozumienia romansu, wartościowych zachowań randkowych i ucieleśnienia kobiecej energii – wszystkich rzeczy, które przyciągają do ciebie dobrych mężczyzn jak magnes.

Klucz do zrozumienia romantycznych relacji

To, co jest ważne, abyś tutaj zrozumiała (i co na początku wydawało mi się trudne do zrozumienia), to:

Wytyczne dotyczące tego, co wywołuje romantyczną miłość, znacząco różni się od tego, co buduje inne zdrowe, społeczne relacje, takie jak przyjaźnie czy partnerstwa biznesowe.

Jeśli jesteś niesamowitą kobietą, która często jest „zaprzyjaźniona” z mężczyznami, lub mężczyźni wycofują się po kilku randkach, bo nie czują iskry, to właśnie w tej dziedzinie leży twoja największa nauka.
Związki romantyczne opierają się na atrakcyjności, a sama atrakcyjność opiera się na polaryzacji seksualnej, która jest niesiona przez obecność energii męskiej i żeńskiej.
A jak to wygląda w prawdziwym życiu?

Przyjrzyjmy się historii mojej klientki Oli. 

Studium przypadku

Kiedy Ola po raz pierwszy spotkała się ze mną na sesji indywidualnej, wiedziała na pewno, że chce przyciągnąć swoją wielką miłość i wyjść za mąż w przybliżonym czasie najbliższych 2 lat.

Po zbadaniu „jak” zachowywała się na randkach, było jasne już po pierwszej sesji, że była w swojej męskiej energii.

Inicjowała komunikację, zapraszała mężczyzn na randki, planowała randki, jeździła do nich, wręczała prezenty – cała męska energia, „robienia” to zachowania, które odstraszą prawdziwego mężczyznę i odepchną go dość szybko.

Na początku Ola była nieco zdezorientowana moimi spostrzeżeniami, ponieważ zgodnie z jej doświadczeniem niektórzy z tych mężczyzn pozytywnie reagowali na jej gesty.

Jednak kiedy pokazałam jej, że żaden z tych mężczyzn nie przetrwał „wystarczająco długo”, zanim coś poszło nie tak, był to dla niej przełomowy moment.

Nawet jeśli przyciąganie było na początku, nie trwało to długo.

Tak, mężczyźni mogą najpierw reagować pozytywnie na tego rodzaju „męskie” gesty ze strony nas kobiet, co daje nam poczucie chwilowej wygranej; ale weź to z ust eksperta: 
Kiedy kobieta jest w swojej męskiej energii, nie buduje to długotrwałego pociągu w mężczyźnie.
Zamiast tego to mężczyzna musi być w swojej męskiej energii wokół ciebie, aby poczuć się jak najlepsza wersja siebie, poczuć pociąg do ciebie i zakochać się w Tobie (oczywiście jeśli jest dla ciebie odpowiednim mężczyzną – a nie każdy jest!).

Gdy to „zaskoczyło” u Oli (a czasami może to zająć trochę czasu), nie byłoby zbyt przesadnym stwierdzeniem, że jej życie zmieniło się na zawsze.
  • Zamiast ścigać mężczyzn, zaczęła być ścigana, gdy „odsłoniła się” w swojej kobiecej energii.
  • Zamiast zapraszać mężczyzn, zaczęła czuć, że sama zasługuje na to, aby być zapraszana przez nich.
  • Zamiast przynosić prezenty dla mężczyzn, sama zaczęła otrzymywać kwiaty i czekoladki na randkach.
Oczywiście, kobiecość sięga znacznie głębiej niż same te podstawowe zachowania randkowe; ale te przykłady są dobrym punktem wyjścia do celów demonstracyjnych.

Siła Kobiecej Energii w Przyciąganiu Miłości

Dzisiaj, kiedy to dla Ciebie piszę, Ola jest bardzo blisko otrzymania pierścionka zaręczynowego. Od 5 miesięcy konsekwentnie widuje się ze swoim wymarzonym mężczyzną.

Jeśli zdumiewa Cię, jak te drobne zmiany w naszych romantycznych zachowaniach mogą przynieść tak potężne rezultaty, proszę, pozwól mi szerzej otworzyć Ci oczy.
Kobieca energia jest KLUCZEM do Przyciągnięcia Bratniej Duszy.
Gdybym miała wybrać tylko jeden obszar, w którym mogłabym pomóc kobiecie zwiększyć jej prawdopodobieństwo sukcesu w związku o 80%, byłoby to właśnie TO!

Kiedy pracujemy razem w kroku 5, oto kilka rzeczy, których doświadczysz:
1. Nauczysz się żyć bardziej energią serca niż umysłu;

2. Pozwolisz sobie na ujawnienie swoich uczuć i wrażliwości;

3. Ucieleśnisz swoją kobiecość i delikatność, pozbywając się wewnętrznych barier.
Tak wiele silnych kobiet tkwi w swojej męskiej energii, że trudno im być w swojej kobiecości wśród mężczyzn – co jest podstawowym elementem potrzebnym do stworzenia „atrakcyjności” i polaryzacji seksualnej.

Nawiasem mówiąc, byłam taka sama

Więc proszę, nie oceniaj się.

Dobrą wiadomością jest to, że kobieca energia, z którą cię ponownie połączę (a która przyciąga mężczyzn i sprawia, że nie mogą Ci się oprzeć) już tkwi w tobie, właśnie dzięki temu, że jesteś kobietą.

Kobiecość jest tym, czego zamierzam nauczyć cię wyrażać w świecie randek i jest najważniejszą częścią zmieniającej życie metody Przyciągania Bratniej Duszy — aby wprowadzić do twojego życia wspaniałego, wartościowego mężczyznę, który cię uwielbia, kocha i chroni.

KROK 6: Zrozumienie mężczyzn i ich zaangażowania

Ostatni krok metody Przyciągania Bratniej Duszy składa się z dwóch kluczowych elementów. 

Element 1: Różnice między mężczyzną i kobietą, w tym, jak tworzymy romantyczne relacje i zaangażowanie

W świecie romantycznej miłości, jeśli jesteś pomarańczą jako kobieta, to mężczyzna, z którym się spotykasz, jest jabłkiem.

Tak właśnie różnią się mężczyźni i kobiety, jeśli chodzi o nasze „okablowanie mózgu” w miłości.

Różnice te sugerują, że niektóre działania, które są dla ciebie „miłością”, jako kobiety, mogą wydawać się „wyłączeniem” dla mężczyzny i vice versa.

Powinno być teraz łatwo zrozumieć, dlaczego, nawet przy najlepszych intencjach po obu stronach, mogą pojawić się nieporozumienia, a nawet może dojść do odepchnięcia drugiej osoby, tylko dlatego, że nie znamy tej potężnej wiedzy:
Odbieramy inaczej bycie zakochanym!
Weźmy za przykład jedną z takich różnic.

Jeśli jesteś kimś takim jak ja kiedyś, pomagasz swoim partnerom rozwiązywać ich problemy i udzielasz im niesamowitych porad zawodowych. Masz, tak?

I zszokowana zauważyłaś, że z czasem wycofują się lub mówią ci, że nie „czują tego” do ciebie.

Cóż, prawdopodobnie nie wiedziałaś, że (nawet jeśli my, kobiety, czujemy się kochane i wspierane, gdy nam się w ten sposób pomaga) mężczyźni czują się wykastrowani i nieufni, gdy kobieta wkracza do pomocy bez pytania.

To, co naszym zdaniem jest po prostu nieszkodliwą energią „dobrej dziewczyny”, mężczyzna najczęściej odczuwa jako „energię mamusi” i zabija to twoją atrakcyjność, zwłaszcza gdy powtarzasz to wielokrotnie.

Powyższy przykład to tylko jedna z demonstracji.

Kiedy będziemy pracować razem, poznasz dziesiątki innych zachowań, które my kobiety przejawiamy w romantycznej miłości, a które odpychają mężczyzn tylko dlatego, że doświadczają miłości inaczej niż my.

Element 2: Różny czas zaangażowania

Oś czasu zaangażowania mężczyzny to sposób, w jaki mężczyzna postrzega proces zaangażowania w romantycznych związkach, w przeciwieństwie do tego, jak my, kobiety to postrzegamy.

Jak łatwo się domyślić, jest tu ogromna różnica.

Podczas gdy większość kobiet od razu zakłada, że są W ZWIĄZKU z mężczyzną po kilku randkach, z męskiej perspektywy może to po prostu oznaczać, że tylko SPOTYKASZ SIĘ z nim.

Nie chcę wdawać się w „katastrofy”, jakie to powoduje we współczesnych randkach, ale jestem pewna, że sama doświadczyłaś tego niedopasowania.

Myślisz, że traktuje cię poważnie, a on myśli, że tylko oboje się odkrywacie.

Jak więc chronisz swoje interesy w tym przypadku?

Jakie kroki możesz podjąć, aby mężczyzna w pełni oddał się tylko Tobie?

Jest to wiedza zmieniająca życie, którą zdobędziesz, podczas naszej współpracy nad tym obszarem w programie Przyciągnij Bratnią Duszę.

Wskazówka: pod koniec tego kroku będziesz mieć dostęp do męskiego sposobu myślenia, mężczyźni nie będą już wydawać się zagadkowi, i w końcu będziesz mogła się zrelaksować i dobrze bawić w procesie poznawania mężczyzn, ponieważ będziesz dokładnie wiedziała, co robić, a czego nie robić!

Możesz sobie pomyśleć

„Ten proces wygląda przekonująco, ale jak mam go wdrożyć w prawdziwym życiu i Przyciągnąć Bratnią Duszę? Gdzie mogę się stąd udać?"

Szczerze mówiąc, byłabym zszokowana, gdybyś nie zadała tego pytania, zwłaszcza jeśli poważnie podchodzisz do swojego życia miłosnego, budowania rodziny i ustatkowania się.

Oto moja odpowiedź.

Chcesz zobaczyć prawdziwą przemianę? Obejrzyj wideo z udziałem mojej klientki, która opowiada, jak metoda Przyciągania Bratniej Duszy zmieniła jej życie miłosne na zawsze.